Obserwatorzy

niedziela, 3 lutego 2019

20 LAT W DOLINIE ELMY



Tak, jak w tytule. Dokładnie 20 lat temu odkryliśmy to miejsce. Szukaliśmy czegoś, co pozwoliłoby nam spędzać wakacje z dala od kurortów, urządzone tak, jak chcemy. Kilka ofert było kuszących, ale kiedy zobaczyłam moją dolinę, wiedziałam, że to jest to.
Małżonek jęczał, że ruina, wszystko się sypie, koniec świata. Nie dałam się przekonać. I tak staliśmy się właścicielami 300 letniego poniemieckiego domiszcza z przyległościami w postaci obory, chlewika i ruiny garażu. Niestety nie mam zdjęć z tamtego czasu, ale wyobraźcie sobie – było wtedy mniej więcej tak samo, jak teraz – liszaje topiącego się śniegu, gdzieniegdzie upstrzone krwią, pewnie po świniobiciu. Mocno zaniedbany dom, pies na łańcuchu i błoto. Błoto było wszędzie.
Nie wiem, co spowodowało, że zakochałam się w tym odludnym miejscu od pierwszego wejrzenia – czy widok rozległej doliny Elmy (rzeki, o której istnieniu nawet wtedy nie wiedziałam), bezkres pól i łąk, las na horyzoncie, czy po prostu jakaś niezwykła magia tego miejsca?  Jakiś głos gdzieś w środku serca mówił – bierz to kobieto, bo nic piękniejszego nie widziałaś w życiu.
Właściciel/sprzedający miał gadane, jak nie przymierzając Waldemar K. ze znanego serialu. Opowiadał o wiosennym świergocie ptasząt, zieleni, ciszy, kumkaniu żab w stawach, odśnieżanej na bieżąco żwirowej drodze. Jego opisy miejsca, które nazywał „ranczem w dolinie” mam gdzieś zarejestrowane na starej kasecie. Nic tylko brać wiadro farby, malować i mieszkać w raju.
I tu niestety mijał się nieco z prawdą. Dom było w opłakanym stanie. Kuchnia z resztkami wielu warstw wytartego gumoleum na podłodze, przez które przezierał goły beton, łazienka w takim stanie zaniedbania, że jak weszłam, tak wyszłam, bo mnie zemdliło, dwa pokoje z wąskimi drzwiami pomiędzy, gdzie za podłogę robiły płyty paździerzowe, na które wysypano zboże i wszędzie ślady szczurów i myszy. Miały łatwy dostęp, bo stare, rozpadające się skrzynkowe okna nie miały szyb - zabite były workami po nawozach. Sypialnia… Zatęchła nora, cuchnąca brudem, w piwnicy woda, na strychu na sznurach stare szmaty i ogromna baba – komin, gdzie kiedyś wędzono mięso, z drzwiami pamiętającymi przedwojennych właścicieli.
Do tego chlewik, w którym mieszkały jeszcze świnki i cielaki w oborze. Sławojka za chlewiko-kurnikiem. Pies nazywał się Cygan. Całe życie na łańcuchu. Długie życie. Był jeszcze młodszy, ale „pan” szybko go zabrał. Wokół domu niemal bezdrzewna pustynia, kilka jabłoni, stare klony na miedzy i topola, którą sadził właściciel dziecięciem będąc.
A ja już widziałam oczyma wyobraźni, jak to wszystko pięknie urządzę, no może nie z pomocą jednego wiadra farby, ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych do licha! Nic mnie nie ostrzegło – uciekaj, przecież to samo możesz mieć gdzieś bliżej cywilizacji, nie musisz kupować krowy, żeby pić mleko. Nic nie powiedziało, że kulę do nogi sobie przypinam. Taką wielką, ciężką jak grom i na grubym łańcuchu. I tak Dolina Elmy stała się moim szczęściem i przekleństwem.  Na następne 20 lat.


Cygan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

20 LAT W DOLINIE ELMY

T ak, jak w tytule. Dokładnie 20 lat temu odkryliśmy to miejsce. Szukaliśmy czegoś, co pozwoliłoby nam spędzać wakacje z dala od kuror...